W Berlinie znów trafiliśmy na okazję
do świętowania – dziś święto państwowe (dzień zjednoczenia
Niemiec), Berlińczycy i turyści tłoczyli się więc przy Bramie
Brandenburskiej i parlamencie, zajadali kiełbaski, naleśniki i
precle, pili grzańca, a niektórzy brali udział w imprezie karaoke
zorganizowanej przez koncern produkujący napoje gazowane. A po
drugiej stronie centrum, przy Aleksanderplatz z kolei świętowano
Oktoberfest, znów przy kiełbaskach, ale i przy jabłeczniku,
pączkach, no i piwie oczywiście. My też pozwoliliśmy sobie na
jabłecznik/ciasto czekoladowe, ale mieliśmy dobry pretekst –
Jasiek chciał jeść, a że zimno, to trzeba było szukać lokalu
gastronomicznego i akurat znaleźlismy cukiernię. Trochę więcej
jemy, kiedy zimno i nie bardzo jest jak karmić na dworze...
Wcześniej z podobnego względu (karmienie + przewijanie) dostaliśmy
się do fajnego baru z sałatkami oraz kawą wegańską :) Było
pysznie. Wszystko to razem z Iris, która była nasza fantastyczną
przewodniczką i oprowadzała nas po mieście opowiadając różne
ciekawostki.
Od początku szukałyśmy czapek i
rękawiczek, bo zimno, Magdzie udało się kupić az dwie czapki, mi
jedną i do tego rękawice, ale to i tak niezły wynik biorąc pod
uwagę, że dziś sklepy nieczynne ;) Ale od czego są stragany na
Alexanderplatz i sklepy z pamiątkami...
Właściwie to cały dzień
spacerowaliśmy, z przerwami na obżeranie się. Były lody przy
Alexanderplatz, w tym samym miejscu, co kilka lat temu i była też
wizyta w sklepie z czekoladkami, gdzie odlano z czekolady nawet Bramę
Brandenburską i Reichtag.
Do tego udało nam się kupic nawet...
ozdoby świąteczne – tradycyjne NRD-owskie, wszystko dzięki
talentowi marketingowemu naszej przewodniczki :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz