w drodze

w drodze

sobota, 7 lutego 2015

Młyn wiedzy

A dziś zaczęliśmy od "Młyna Wiedzy". No może nie zaczęliśmy, bo najpierw było pyszne śniadanie w sali hostelu z przedziałami i latarniami kolejowymi. A jeszcze przed śniadaniem Jasiek długo próbował wygonić nas z pokoju i zabrać na dół do piłkarzyków i szachów. Wyglądało to mniej więcej tak, że stał przy drzwiach i przekonywał: "mama, tata, ty - idą - tam! sza!". Ewentualnie biegał od drzwi wejściowych do łazienkowych i przy jednych mówił "tam", a przy drugich "tam nie!". W końcu daliśmy się wyciągnąć, zeszliśmy na śniadanie. Gdy Jasiek znudził się jedzeniem znów zarządził "mama, tata, ty - idą - tam!" i ciągnąc nas za ręce zaprowadził nas do zabawy piłkarzykami i szachami w hallu. Potem jeszcze powrót na górę, podczas którego młody jakimś nagłym, choć dobrze przemyślanym ruchem wrzucił sobie szczoteczkę do zębów do kibla (drugą ręką uchylił sobie klapę). I wreszcie wyprawa pociągiem z naszej stacji (do której wbrew pozorom nie było łatwo dojść z budynku obok) do Torunia Wschodniego. Tam był Młyn Wiedzy.






Już na dole było fajnie, bo wielkie Wahadło Foucaulta - czyli kula robiąca "I-a" - zafascynowała nam dziecko. Trudno było nam jednak uwierzyć, że ten ruch wahadłowy może cokolwiek udowadniać, skoro kula czasami lekko podskakiwała na środku - oboje to zaobserwowaliśmy nie jeden raz. Potem wjechaliśmy na górę (zaczęliśmy od 6-tego piętra) i zaczęliśmy od eksperymentów ze światłem i promieniowaniem.

Piętro piąte: zachodziła obawa, że dalej już nie pójdziemy

W tym świetle kotek nie był widoczny, a bodajże w czerwonym był

Kalejdoskop


Niżej była sala z kolorami, ale najfajniejsze w niej były duże klocki, no i kotek, który raz namalowany to pojawiał się, to znikał w zależności od lampy. Jeszcze niżej były dźwięki i w następnej sali duże miękkie klocki. Ja wkręciłam się w robienie zjeżdżalni dla piłek, Piotrek w jakieś maszyny i mrówkojady, a Jasiek zrobił sobie odkurzacz i całą salę odkurzył.

Janek odkurza salę

Miała być mrówka

Dzieci do lat 2 i powyżej 35 mają tendencję do bawienia się obok innych,
a nie z nimi


Stamtąd powędrowaliśmy znów w dół do rzeki, czyli zabaw wodnych, a następnie szybko przechodząc przez piętro kosmiczne wylądowaliśmy w sklepiku. Co było głupie, bo naiwnie wierzyliśmy, że będą tam jakieś fajne i ciekawe zabawki, a w rezultacie wyszliśmy z jakimś maleńkim, a drogim samochodzikiem, który był naszą karą za wejście tam z dzieckiem, w czasie, gdy nadchodziła jego pora drzemki. Nastroje były już nerwowe o tej porze, więc zrezygnowaliśmy z planów obiadowych i opychając się zapasami pierniczków, zamówiliśmy taksówkę. Gdy dojechaliśmy do hostelu Jasiek mocno się ucieszył i wykrzykiwał do taksówkarza "Brawo!", po czym udawszy się na górę zaraz zasnął.

Wstrzeliwanie piłki wodą na zjeżdżalnię

Mokro

Piłki skaczące na fontannie
Wieczorem wyszliśmy jeszcze raz z domu i powędrowaliśmy do restauracji wegetariańskiej, którą nam poleciła koleżanka. Ale ta akurat była zamykana, bo to już była 19:00. Na szczęście wcześniej zauważyliśmy

W drodze do hostelu przez rynek Nowomiejski