w drodze

w drodze

sobota, 14 lipca 2012

uchodząc przed deszczem...


Dzień w Monachium był piękny, choć oczywiście męczący, kiedy chce się zobaczyć wszystko w 1 dzień :) odpoczywaliśmy siedząc na podłodze pinakoteki modernizmu, słuchając audioprzewodnika i próbując zrozumieć dzieła Matisse'a, Paula Klee, Kandinsky'ego, Kirschnera i innych „degeneratów” :) 






Potem piknik przy namiocie i wieczór w centrum. Pogoda przyjemna, trochę chłodno, ale da się żyć...


Niestety z Monachium uciekaliśmy w popłochu. Przegonił nas deszcz największy chyba z wrogów kempingowania. Padało w nocy, padało rano. Padając groziło, że spędzimy wiele godzin w namiocie rozmyślając o sensie podróżowania lub... kończąc artykuł. Szczęśliwie mieliśmy Rudą w odległości smsa i dzięki temu udało nam się ocenić sytuację pogodową w Europie i pojechaliśmy na południe. Na pociąg do Werony miejscówek już nie było, ale udało nam się znaleźć piękne strategiczne miejsce w korytarzu, z którego podziwialiśmy austriackie Alpy. W Bolzano przesiedliśmy się już na wygodniejsze miejsca i urozmaicaliśmy sobie czas rozmową z panią z Bydgoszczy.


Werono! Ach Werono! Tu wysuszymy nasz namiot. Najpierw trzeba jednak znaleźć miejsce na nowy „dom”. Patrzyliśmy na życie wokół dworca kolejowego próbując zrozumieć jak działa się w tym miejscu. Ludzie przemieszczali się chaotycznie, informacja wydawała nam się nieczytelna, wszystko sprawiało wrażenie jakiegoś bałaganu, na którym na pewno ktoś może zyskać (na pewno taksówkarze). I to mają być te uporządkowane, północne Włochy? – pytaliśmy się nawzajem.

Odnaleźliśmy informację turystyczną w centrum miasta. Dowiedzieliśmy się jak dojechać na kemping i ruszyliśmy. Ku naszemu zdziwieniu autobus nie zabrał nas na miejsce. Numer się zgadzał, ale widocznie ten sam autobus jadący w tę samą stronę wybiera sobie różne miejsca docelowe. Nie my jedyni zresztą byliśmy tym zdziwieni już na pętli, gdzie przyszło nam czekać na kurs tego samego autobusu w inną stronę. Na kemping w końcu doszliśmy na piechotę i po schodach, gdyż okazało się, że znajduje się w ruinach klasztoru Św. Piotra, na wzgórzu. Miejsce piękne, widoki również, a do tego internet. 




 Wieczorem mimo bólu nóg udało nam się jeszcze zejść do miasta, zjeść elegancką kolację, wpaść na piwko i biegając w te i wewte po wysokich schodach wewnątrz kempingu, wziąć prysznic :)



 A rano zaoferowano nam przepyszne śniadanko (oczywiście rogaliki i kawa), przy którym planujemy sobie dzień...