w drodze

w drodze

środa, 11 lipca 2007

Brniemy



Tak wiele sie wydarzylo ;) Jeszcze przedwczoraj obudzilismy sie tacy zmeczeni, ze meczyla nas mysl, zeby nigdzie nie jechac, wyspac sie. Zanim wyszlismy na stopa mielismy minorowe miny. W koncu ustalilismy, ze dojedziemy gdziekolwiek, wynajmiemy sobie jakis pokoj i przespimy sie. Bardzo ciezko wyjezdzalo sie nam. Chodzily nam po glowie wspomnienia przedstawienia KEEREZ w Synagaodze pod Bialym Bocianem, mysli o... przeznaczeniu. Bo jak inaczej nazwac sytuacje, w ktorej wiemy, ze pojedziemy, ze staniemy na drodze i choc nam sie nie chce, to i tak nie widzimy innego wyjscia :)

Okazalo sie, ze jednym samochodem dojechalismy prawie do Brna! (drugim, tylko kilkanascie km) Kierowca byl przemily Wegier, ktory juz od 20 lat mieszka w Czechach. Kilka razy juz bylismy w Czechach, wiec nauczylismy sie, zeby nie wychwalac czeskich drog mowiac, ze maja tu "dobre drogi w Czeskiej Republice". Wprowadza to niepotrzebne zamieszanie, bo Czesi mysla, ze chwalimy ichnie narkotyki. A w czeskim radio podali, ze w Polsce wybuchla "afera drogowa". Hmm... ciekawe.

W Brnie mielismy wspanialego hosta - Monike, ktora jednoczesnie goscila 2 Francuzow. Oni, tez stopem, robia podobna do naszej trase, tyle ze w przeciwnym kierunku :) Zachecalismy ich do odwiedzenia Wroclawia, festiwalu Brave itp., ale oni i tak chyba woleli Auschwitz :))

Piwo dobre, bez zmian. Niedaleko dworca (hlavny nadrazi) jest bardzo mila wegetarianska knajpka (polaczenie baru, z pabem, herbaciarnia i biurem podrozy) i pewnie dzisiaj znowu tam wyladujemy. Knajpa z cyklu 'must see places' jest sredniowieczna gospoda - dziwne napoje tam pilismy i interesujace rozmowy toczylismy. Monika spala chyba tylko 2h dzisiaj, bo ok 4 poleciala do stadniny opiekowac sie konmi. A my coz, powolutku, w lekkim sloncu, zajrzymy jeszcze tu i tam (muzeum dizajnu) i jedziemy do Bratyslawy. Ahoj!