w drodze

w drodze

środa, 19 lutego 2014

Maluch w podróży - czy warto?

Dlaczego właściwie zdecydowaliśmy się na podróż z niemowlakiem? Przede wszystkim dlatego, że sami lubimy podróżować i nie wyobrażamy sobie życia bez tego. Jasiek pierwszy raz był zagranicą jeszcze w brzuchu, w piątym tygodniu ciąży. Wiedzieliśmy już o jego istnieniu i mocno zastanawialiśmy się nad odwołaniem wyjazdu. W końcu po przeczytaniu różnych artykułów w internecie i forów oraz konsultacji z ginekologiem, zdecydowaliśmy się jechać. Była to podróż służbowa, na konferencję w hiszpańskim Kadyksie, a po drodze jeszcze spędziliśmy weekend w Barcelonie i kolejny weekend, już po konferencji - w Jerez. Było pięknie. Czasami tylko trudno było usiedzieć na konferencji, gdy zaczynało mdlić, a jeden obiad z owocami morza w Jerez sprawił, że przez całą ciążę wspomnienie o nim powodowało torsje.

latanie samolotem w ciąży okazało się nie takie straszne, dostaliśmy się nawet do kabiny pilotów :)

namysł nad Barceloną i małymi ludzikami

Cadiz/Kadyks

targowisko w Jerez


Jedynie na służbowy (badawczy) wyjazd na Islandię ostatecznie nie zdecydowaliśmy się ani w trzecim, ani w szóstym miesiącu ciąży. Przez te wszystkie mdłości i po przeczytaniu różnych porad na temat podróżowania samolotem zdecydowaliśmy się lecieć w drugim trymestrze i przełożyliśmy lot z października na luty. A pod koniec stycznia okazało się, że w lutym mam się raczej pakować do szpitala niż do samolotu, z powodu cholestazy. Więc cały początek roku nie mogłam odżałować przykucia do domu, zwłaszcza gdy widziałam zdjęcia podróżujących znajomych czy dostawałam informacje o promocjach, które wtedy - jak nigdy - wszystkie wydawały się atrakcyjne. Już w Walentynki, spacerując po sopockim molo zdecydowaliśmy się gdzieś wyjechać, jak tylko Jaś się urodzi i nieco podrośnie. Najlepiej we wrześniu, kiedy Piotrek skończy pracę nad organizacją konferencji. I pojedziemy z naszymi rodzicami, żeby mieli możliwość pobycia z wnukiem. Od razu zadzwoniliśmy do nich i zaproponowaliśmy wyjazd, a oni na szczęście zgodzili się. Zaprosiliśmy też naszą ulubioną sąsiadkę, Magdę i też się zgodziła. Magda odegrała zresztą ogromna rolę w tym wyjeździe, bo zaplanowawszy go sobie, zrezygnowała z innych propozycji i przez to była zdeterminowana, żeby jechać. A nam po urodzeniu się dziecka jakoś chęci na wyjazd przeszły, życie stało się przygodą nawet bez wyjazdów, a do tego zaczęliśmy się obawiać różnych problemów, chorób, ząbkowania, problemów w samolocie itd. Rodzice zresztą podzielali nasze obawy i tylko Magda uratowała wycieczkę, za co jesteśmy jej bardzo wdzięczni :) Wyjazd okazał się wspaniały, a my po nim dużo bardziej gotowi do kolejnych wyzwań, wypoczęci mimo aktywnego zwiedzania i uratowani od powolnego stawania się domatorami.

W Polsce wydaje się dominować model wychowania, który opiera się na trzymaniu dzieci w domach, a nawet w ciasnych mieszkaniach. No i unikania przeciągów, a spacery z dziećmi, tylko podczas dobrej pogody. Jest to praktyka dość specyficzna i na ogół nie podzielana w innych krajach. Te różnice stają się szczególnie widoczne w społecznościach migrantów. Nasłuchaliśmy się podczas prowadzenia różnych badań, że polskie dzieci są przegrzewane, przez co częściej chorują, a szczególnie chłopców wychowuje się w polskich domach na "książątka". Gdybyśmy w sposób podobny do dominującego w Polsce postrzegali to, co dla dziecka odpowiednie, nie zdecydowalibyśmy się na nie, bo i nie mamy warunków do takiego ciągłego przebywania w mieszkaniu ani nie chcieliśmy samych siebie aż tak zupełnie udomowić z powodu dziecka. Postawione w tytule pytanie stawiamy więc sobie na co dzień odwrotnie: Maluch w domu - czy warto?

Jednak rutyna ma swoje wady i zalety i warto o tym pamiętać. Z jednej strony, siedzenie cały czas w domu z dzieckiem może być deprymujące, codziennie to samo, spacer w podobne miejsca, podobne zabawy, podobne pory drzemki itp. Wyjazd daje przerwę w tej rutynie i pozwala odpocząć. Z drugiej strony rutyna pozwala pamiętać o pewnych ważnych sprawach, takich jak np. podanie tabletki z witaminą D, kąpiel czy choćby... jedzenie.  O ile przy samym karmieniu piersią na żądanie jest jeszcze łatwo, to już przy rozszerzaniu diety o warzywa i kilku niemlecznych posiłkach dziennie bywa trudniej. Musimy ze wstydem przyznać, że zdarzyło nam się przypomnieć sobie o 18:00, po całym dniu zwiedzania, że Jasiek nie jadł obiadu i cały dzień jest tylko na mleku i w pośpiechu przygotowaliśmy mu jakąś kolację. W kolejne dni byliśmy już na tym punkcie uczuleni i udawało się utrzymać trzy posiłki dziennie.

Podróżując pokazujemy dziecku świat dość specyficzny, bo złożony w zasadzie tylko z miast, ze środków transportu, z szybko zmieniającego się otoczenia, z tłumów bardzo różnych ludzi, mówiących niezrozumiałymi dla nas również językami. Mamy jednak taki plan teraz, żeby kolejne podróże odbywały się raczej w miejsca piękne przyrodniczo, a nie znów do wielkich miast.


Po co jednak pokazujemy dziecku świat, którego szczegółów i tak nie zapamięta?

Wydaje nam się, że dziecko oswoi się z odmiennością, z istnieniem ludzi o innym kolorze skóry (choć i w Gdańsku coraz częściej ma z nimi kontakt), z istnieniem innych języków. Nie zacznie płakać na widok osoby czarnoskórej zobaczonej po raz pierwszy w wieku kilku lat, jak to się u nas w rodzinie zdarzyło. No i przede wszystkim - podróże są ważną częścią naszego życia i Jasiek jest ważną częścią naszego życia. I choć to on jest priorytetem, to dobrze żeby ważne dla nas elementy życia nie były w konflikcie, dzięki czemu być może nie będziemy sfrustrowanymi rodzicami, po cichu wyliczającymi ile wyrzeczeń kosztowało nas dziecko.

Więc - tak, warto podróżować z dzieckiem, choć nie ma co udawać, że jest to taka sama podróż jak wcześniej, ale dać sobie i dziecku czas na wspólna zabawę, posiłki i poznawanie zmieniającego się świata.

Brak komentarzy: