Antwerpia nas oczarowała!
W informacji turystycznej znaleźliśmy mapkę dla 'młodych podróżników' (!! to
jeszcze my!), dzięki której trafiliśmy na szlak wielokulturowy („Walk around
the world in 120 minutes”), przez dzielnicę portugalską, afrykańską, arabską,
chińską aż po żydowską wyróżniającą się zatrzęsającą ilością sklepów z
diamentami. Co chwilę w tychże dzielnicach trafialiśmy też na ikony ruchu
gejowskiego, najstarszy klub, wypożyczalnię filmów itp. Ale to nie wszystko, bo
zobaczyliśmy też centrum, gdzie na jednym z głównych placów trafiliśmy na
jarmark produktów Europejskich (przy którym uznaliśmy, że najlepiej czujemy się
przy stoiskach francuskich, a najgorzej przy polskim grillu...), bieg i wyścig
rowerowy przez miasto, zameczek nad rzeką ze starożytnym bogiem płodności,
któremu jezuici odcięli genitalia i panoramę miasta w dokach, gdzie znajduje
się wyjątkowo ciekawy budynek muzeum. Możliwe, że zamiast w Brukseli, jeszcze
lepiej byłoby mieszkać w Antwerpii...
W Antwerpii wsiedliśmy w
pociąg do Rotterdamu i po nieco ponad godzinie już tam byliśmy. Obiecywany w
opisie hostelu „kwadrans od dworca” okazał się nieco przydługi, ale w końcu
udało się dotrzeć i zakwaterowaliśmy się w jednym z tematycznym pokoi, w
konwencji miłości i „Przeminęło z wiatrem”. Wieczorny spacer po mieście
utwierdził nas w przekonaniu, że miasto jest lekko dziwaczne i właściwie wygląda,
jakby naprędce budowano je na nasz przyjazd… ;) Wszędzie dźwigi, wieżowce,
jedne dokończone, inne nie i aż dziwi, że miasto jest przecież stare…
Zaczęliśmy sobie wkręcać, że jesteśmy bohaterami jakiegoś „Truman Show” („GiP
Show”), gdzie nie spodziewano się nas tak wcześnie i nie zdążono przygotować
wszystkich dekoracji. Z pośpiechu zapomniano tez o innych gadżetach, np. bankomatach,
których brak uniemożliwił nam wieczorne ugaszenie pragnienia. Choć z wygrzebanych
drobniaków udało nam się jeszcze uzbierać po gałce lodów dla nas obojga. Jutro
przenosimy się do innego pokoju, historycznego i zobaczymy, czy może przez noc
miasto zmieni się w starsze i ciekawsze…
a to już Rotterdam |