Pardubice |
Otóż karmić jak najbardziej można w miejscach publicznych i nie wzbudza to żadnej sensacji. Ani razu nikt nie zwrócił mi uwagi, nie gapił się natrętnie, nie robił głupich min ani nie obrzucał inwektywami. A karmiłam w Rzymie i na różnych ławeczkach miejskich, i w muzeach (włączając w to muzeum watykańskie), i w kościołach, i na schodach kościołów, i nawet w Koloseum. W końcu jak dziecko zaczynało płakać, to każde miejsce siedzące było dobre. Dużym problemem w Rzymie był jednak prawie zupełny brak parków publicznych. Często widzieliśmy na mapie, że tuż tuż będzie jakiś park, więc przyspieszaliśmy kroku i spinaliśmy się wyobrażając sobie jak to pięknie sobie usiądziemy wśród zieleni, a tu park okazywał się zamknięty i za płotem. A upał okropny i nigdzie cienia... Stąd karmienie w kościołach, bo tam jeszcze było w miarę chłodno.
W Berlinie z kolei problem był odwrotny - chłód wrześniowy był już dosyć odczuwalny i na karmienie w plenerze jakoś ochoty nie miałam, mimo że parki i ławeczki były. Więc za każdym razem, gdy młody wołał o jedzenie, znajdowaliśmy jakąś restaurację, kawiarnię, bar czy lodziarnię, braliśmy kawę czy ciastko, a najczęściej i to, i to, i tam też na karmienie publiczne nikt krzywo nie patrzył. Problemem były tylko koszty zarówno zdrowotne (obżarstwo!), jak i finansowe, bo poruszaliśmy się sporą gromadą :)
Później podróżując przez Włochy Północne (Florencja, Bolonia, Padwa, Wenecja i pomniejsze miasteczka) było już trochę łatwiej, bo młody był już nieco starszy i podjadał również inne pokarmy. Ale i tak podstawą jego diety było mleko, więc powtarzaliśmy nasze "tricki" z poprzednich podróży (ze względu na zmienną pogodę łączyliśmy plener z lokalami gastronomicznymi), dodając kolejne, czyli np. karmienie w bibliotece miejskiej. Biblioteka okazała się też przydatna w Karlskronie, gdzie wpadliśmy na jednodniową wycieczkę. Była nie tylko świetnym (bo ciepłym i miłym!) miejscem do karmienia, ale i do naprawdę fajnej zabawy!
Podsumowując - tak jak i w Polsce, tak i we Włoszech, Niemczech i Szwecji (a przynajmniej w tych miejscach, w których byliśmy), publiczne karmienie piersią nie wzbudza szczególnych emocji, ale przy braku dobrej pogody trzeba czasem objeść się ciastkami ;)