W ostatnim wpisie mocno krytycznie potraktowaliśmy Ustkę - i nie
odwołujemy nic z tego, co napisaliśmy, bo wszystko prawda, choć pisane pod
wpływem ciągłego "umc, umc, umc" za oknem. Po weekendzie na szczęście
jest lepiej i bardziej ludzko (choć i tak toczyliśmy już wojnę na miny i
gesty z kierowcami samochodów, trąbiącymi wszem i wobec, że zapraszają
do Doliny Charlotty czy gdzieś tam indziej). Dziś odkryliśmy za to urok
nocnych spacerów, a przede wszystkim tego, że są możliwe, bo w Gdańsku
pewnie nie chciałoby nam się schodzić w środku nocy z czwartego piętra,
potem wracać po kanapki, na karmienie, a wreszcie po aparat i kamerę. A
spacerowaliśmy, bo Jaśkowi temperatura mocno skoczyła z okazji
dwunastego zęba. Wezwany lekarz (bo już trochę spanikowaliśmy widząc
nieskuteczność farmakologii) kazał dziecko chłodzić, a że kompresy były z
zaciekłością zrzucane, zdecydowaliśmy się na długi spacer. Poniżej
wspominki z nocnego ch(ł)odzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz